Cele jakie sobie stawiałem przed tym sezonem na sezon wiosenny to wskoczyć na poziom około 1:16 w półmaratonie i 2:38 w maratonie. Kontuzja nie pozwoliła zrealizować celu w maratonie. Nie udało się też zrealizować celu w półmaratonie. Wiązowna – tuż po kontuzji, nie było szans. Półmaraton Warszawski – miesiąc po kontuzji, tylko 1:18.
Jednak byłem zdeterminowany, aby zrealizować cel, który sobie nakreśliłem. Temu celowi zostały podporządkowane przede wszystkim bardzo ciężkie treningi, których plan układałem we współpracy z Edytą Lewandowską. Edyta ma więc swój wkład w te przygotowania.
Wyjazd do Bydgoszczy był poniekąd spontaniczny. Sam pomysł narodził się 1,5 tygodnia przed startem. No i zaczęło się – szukanie noclegu, reorganizacja domowego kalendarza i… nieco w naprędce doleczanie nogi.
W piątek przed startem nie biegałem, w sobotę wyszedłem na rozruch. Zaraz po rozruchu wizyta u fizjoterapeuty, gdzie mieliśmy podjąć decyzję o starcie. Ale ja decyzję podjąłem wcześniej i do fizjo pojechałem już spakowany, gotowy do podróży. Wojtkowi, fizjoterapeucie, zostało tylko zrobić co w jego mocy, abym mógł wystartować.
„Gdybym miał jutro iść na trening to bym sobie podarował. Ale, że to start w zawodach to nie odpuszczę. Chcę pobiec!” – to słowa, które usłyszał
Oczywiście brałem też pod uwagę scenariusz, iż wyjdę w niedzielę na rozgrzewkę i finalnie zrezygnuję ze startu lub np. zejdę z trasy w trakcie biegu. Ale chciałem pojechać i stanąć na starcie by walczyć o wynik, w który wierzyłem. Cel przed biegiem był jasny. Plan minimum to było pobiec poniżej 1:17 ale moje wewnętrzne ja podpowiadało mi, że jestem już gotowy na bieganie na 1:15 z przodu. Końcowy wynik i to, czy to będzie 1:15, czy 1:17 to już loteria związana z pogodą, trasą i tym, jak rozegra się sam bieg.
I tak wyjechałem sobotnim popołudniem do Bydgoszczy. Na trasie okazało się, iż szczęśliwie w ostatniej chwili porwałem ze sobą bluzkę z długim rękawem. W Warszawie było niemal 30 stopni. Jadąc 300km samochodem ze zdumieniem obserwowałem jak zmienia się pogoda. Słońce ustępowało, robiło się coraz chłodniej. W Bydgoszczy było wręcz zimno i wiał piekielnie mocny wiatr.
„Znów pobiegniesz z wmordewiatrem”
„Jutro wiatr 26m/s”
Takie oto „podtrzymujące na duchu” wiadomości otrzymywałem od znajomych.
Przypomniałem sobie mój maraton w Toruniu, gdzie dobrych parę kilometrów biegłem z czołowym wiatrem i pomyślałem, że jak człowiek jest naprawdę mocny to i wiatr mu nie straszny.
Wieczór to krótki spacer po Bydgoszczy, lekka kolacja i powrót do hotelu. Przed snem standardowy zestaw: pudding ryżowy, węglowodany i.. do łóżka. Pobudka 6 rano i znów standardowa procedura – toaleta, owsianka i węglowodany. 8:00 byłem już w okolicy stadionu. Przebrałem się w strój, sprawdziłem pogodę i… Było mi zimno. Szybko zmieniłem singlet w koszulkę z krótkim rękawem. W końcu ja zmarzluch jestem a wiatr potrafi wychłodzić mocniej niż niska temperatura 😉
Rozgrzewka. Noga boli. Ale zrobiłem parę tempówek po 3:30 i okazało się, że ból nie przeszkadza. A więc biegnę! Jeszcze na rozgrzewce dołączyła do mnie Kamila, z którą kilka dni wcześniej robiłem trening tempowy. Startowała na 10km. Przy tej okazji – dzięki Kamila za całą pomoc przy wyjeździe.
Wreszcie start. Planem było biec w okolicy 3:35 min/km. Ale oczywiście start to start – wszyscy ruszyli z kopyta. Z jednej strony nie chciałem zostać za bardzo z tyłu za wszystkimi grupami „walczaków”, z drugiej spojrzałem na zegarek – pokazywał 3:20 i… Natychmiast zwolniłem wypuszczając wszystkich do przodu. Po wybiegnięciu ze stadionu byłem daleko w stawce – pewnie w okolicy 15 miejsca. Przede mną widziałem kilka znajomych twarzy – chłopaków, o których wiedziałem, że są w moim zasięgu. Ambicja podpowiadała – goń! Rozsądek podpowiadał – biegnij swoje. Zwyciężył rozsądek i pierwsze kilometry pobiegłem ze sporym zapasem: 3:31, 3:36, 3:42, 3:36, 3:36, 3:36. Szukałem swojego właściwego tempa – kompromisu pomiędzy ambicją a tętnem.
Bieg odbywał się na pętlach o długości 10km. Akurat tak się stało, że pierwsze 5km było w większości lekko pod górkę i pod wiatr. Powrót był w większości z wiatrem i leciutko z górki. Na każdej pętli czekały nas też dwa podbiegi i tyleż samo zbiegów – jeden na most, drugi – podbieg do samego nawrotu. Wiedziałem, że początkowe tempo w okolicy 3:36-3:38 pod wiatr było tempem bardzo dobrym dlatego pomimo dalekiej pozycji nie przyspieszałem. Tym bardziej, że poza początkowymi kilometrami większość dystansu przyszło mi biec w pojedynkę. Ci, którzy wystartowali zbyt mocno, ponad siły, naturalnie się wykruszali dlatego na nawrocie i zarazem pierwszym punkcie kontrolnym zameldowałem się bodajże na szóstej pozycji.

2. PKO Festiwal Biegowy – Aleksander Krzempek
Po nawrocie zbieg, podbieg, zbieg – do tego momentu trzymałem tempo w okolicy 3:37 ale potem czekała mnie już długa prosta z wiatrem. Dogoniłem piątego zawodnika. Mocno osłabł, czułem, że nie mogę polegać na jego pomocy więc pognałem do przodu przyspieszając do 3:30-3:32.
Byłem piąty. W zasięgu wzroku miałem biegnących przede mną zawodników z 3. i 4. miejsca. Na oko miałem do nich jakieś 150-200 metrów – czyli 30-40 sek. Mimo, ze przyspieszyłem to nie zbliżałem się do nich. Pomyślałem: – Nie ma szans…. Muszę biec swoje. Spojrzałem na zegarek – pokazywał mi estymację na 1:15:15. Przekłamywał nieco dystans o ok. 80 metrów na 10km. Dodałem 40 sekund. Utrzymując to tempo do mety biegłem więc na <1:16. I to stało się moim celem. Nie walka o miejsce a o czas. Wiedziałem, że jeśli rywale przede mną są mocni to nie mam co gonić. Wiedziałem też, że jeśli wytrzymam a oni osłabną to 200 metrów można odrobić nawet na odcinku 2km.
Do nawrotu na 10km biegłem wciąż piąty. Czułem, że w całym biegu najcięższy będzie kawałek pomiędzy 10 a 15km. Lekko pod górkę, z mocnym wiatrem. Wiedziałem, że muszę przypilnować tempa i nie odpuścić. Te środkowe części biegów są moją największą bolączką. Potrafię na nich sporo stracić. Tym razem byłem skoncentrowany na biegu i tempie.
Jak tylko zaczęliśmy biec pod wiatr zauważyłem, że zbliżam się do dwójki zawodników przede mną. Szybko z tej dwójki odpadł jeden zawodnik. Dogoniłem go około 12-13km. Nie zwalniając biegłem dalej. Patrzyłem tylko przed siebie w stronę trzeciego zawodnika. Zbliżałem się do niego miarowo. Podbieg pod wiadukt – poszedłem bardzo mocno, nie zwalniając tempa, nadrobiłem jakieś 10-15 metrów. Byłem mocniejszy. Czułem podwójną motywację. Oprócz biegu na 1:15 widziałem realną szansę, aby zawalczyć o pudło w generalce. Na podbiegu przed nawrotem na 15km dogoniłem zawodnika z 3. miejsca. Dogonienie „trójki” kosztowało mnie sporo sił. Musiałem bardzo mocno pójść na podbiegach i dodatkowo dociskać na zbiegach. Od jakichś 3 kilometrów biegłem już na tętnie powyżej progu mleczanowego. Bałem się o zakwaszenie, że gdzieś mnie odetnie na końcówce. Zwolniłem. Zwolnił też mój partner. Widać było, że nie zamierza współpracować a zamiast tego grzecznie ustawił się za moimi plecami i wyraźnie szukał okazji do odpoczynku.

2. PKO Festiwal Biegowy – 15 kilometr, walka o 3. miejsce
Po wspólnie przebiegniętym kilometrze szarpnąłem. Kolejne kilometry 3:33, 3:31, 3:32 nie oglądając się za siebie. Nawrotka 2 kilometry przed metą i dopiero tu zobaczyłem jaką mam przewagę – to było dobre 200-300 metrów. Tego nie mogę przegrać! Zawodnik z drugiego miejsca miał bezpieczną przewagę, nie było szans na dogonienie go ale wiedziałem, że dziś nie przegram 3. miejsca. Nie, o ile nie wydarzy się kataklizm.
Ale kataklizm się oczywiście wydarzył. 1,5km przed metą powinienem skręcić w prawo na prostą w kierunku stadionu. Ale widząc masę zawodników biegnących prosto pobiegłem za nimi. To były osoby wbiegające dopiero drugie kółko. W tym miejscu powinien stać ktoś kto pokazuje drogę ale… nikogo nie było. Ja zmęczony, skupiony na sobie nie byłem dość uważny i pobiegłem za ludźmi. Szczęście, że zauważył mnie ktoś z obsługi, zaczął do mnie krzyczeć i wymachiwać rękami.
– Chłopie co ty tu robisz!??? Dlaczego tu biegniesz! Wracaj!
Zorientowałem się, że źle pobiegłem. W jednej chwili ogromne przerażenie. Pierwsza myśl: „Ile straciłem!?? Gdzie rywale?” Na szczęście straciłem niewiele – 5, może 10 sekund. Wracając na swoją trasę zobaczyłem jeszcze biegnącego na swoje miejsce człowieka z obsługi i bluzgi jego kolegi: „– Ty k**** miałeś tu stać i pokazywać drogę!”. I wszystko w temacie….
Pognałem do mety. 500 metrów przed metą z ogromną satysfakcją usłyszałem głos spikera wypowiadającego moje nazwisko wraz z informacją, iż zbliża się trzeci zawodnik. Chciał wrzucić coś mądrego ale wykrzyczał – „Piękne buty startowe, od razu widać, że jest świetnie przygotowany”. Ja tu Panie finiszuję na tętnie bliskim maksymalnego, wkurwiony po zmyleniu trasy, walczę o ostatnie sekundy, żeby złamać 1:16 a tu taki tekst, tuż przed metą, który rozbawił mnie niemal do łez… Ha ha! Gratulacje dla spikera 🙂
Meta – 1:15:53. I poprzednia życiówka rozmieniona o ponad 2 minuty! Ufff – cel zrealizowany w 100%. 🙂 Satysfakcja ogromna.

2. PKO Festiwal Biegowy – finisz półmaratonu
Tu mogłaby się zakończyć ta relacja, gdyby nie kilka osób…
Łukasz – Ja, zły człowiek, obiecałem że w ten weekend będę w Wawie a on wypychał mnie do wyjazdu na zawody powtarzając „Obrałeś cel. Ten start jest Ci potrzebny do jego realizacji. A więc jedź!”. Dzięki!
Edyta – której rady są zawsze na miejscu! Dzięki za pomoc.
Wojtek Długokęcki (Reh-Art) – Dzięki za składanie mnie do kupy przed zawodami i po zawodach.
Kamila i firma 4F – dzięki za pomoc przy starcie!
Mario – szaleniec, który kiedy tylko może kibicuje jak szalony – w Bydgoszczy nie było inaczej! Dzięki!
Marek, Krystian, Radek – za wspólne treningi, których nie wykonałbym bez Was! Za wymianę doświadczeń i wzajemne motywowanie się!
Hubert Duklanowski – za ciągłe przypominanie mi, że trenuję ponad siły! Kocham to! I za każdym razem motywuje mnie to do jeszcze cięższego treningu!
Dzięki wszystkim tym, którzy zanim jeszcze zdążyłem dotrzeć do telefonu i sprawdzić oficjalne wyniki już przysyłali sms-y z gratulacjami! Byłem w wielkim szoku!

2. PKO Festiwal Biegowy – Mateusz Witkowski, Damian Mikielski, Aleksander Krzempek. Podium Open

2. PKO Festiwal Biegowy – Ilona, Kasia, Alek
[…] Więcej na blogu Aleksandra: http://bieganiepo40.pl/2-pko-festiwal-biegowy-bydgoszczy-relacja-polmaratonu/ […]