5. bieg z cyklu CITY TRAIL ukończony. Jak to rzekł trener – start z gatunku tych „na zaliczenie”. Tylko, żeby nikt nie myślał, że oznaczało to z mojej strony jakiekolwiek lekceważenie – nic z tych rzeczy. Ot, po prostu wystartowaliśmy prosto z treningu. Miesiąc przed maratonem szkoda każdego dnia treningowego więc grzechem byłoby łapanie świeżości przed „piątką”. Tydzień wcześniej z tego samego powodu odpuściliśmy start na „dyszkę”. Tak więc w piątek był trening szybkości, po którym jeszcze w niedzielę miałem nogi jak dwa klocki. W sobotę siła biegowa – może nieco mniej niż zwykle ale jednak. A w dniu startu nieco dłuższa niż zwykle (~7km) rozgrzewka i nieco dłuższy cooldown po starcie (też ~7km). Tydzień wraz z niedzielą zakończyliśmy na skromnych 140km… Prawdziwa laba!
A co o samym starcie. Z samego czasu jestem niezadowolony. Stać mnie na szybsze bieganie. Tym niemniej z satysfakcją odnotowuję, iż wspiąłem się na najwyższe w tej edycji miejsce Open (7.) oraz poprawiłem swój najlepszy czas na młocińskiej trasie o 5 sekund (16:45). To wszystko w stosunkowo trudnych warunkach – 3/4 trasy śliska. Trzeba było biec albo po zmrożonym lodzie, albo po dość grząskiej trawie przykrytej warstwą śniegu. Wszyscy zawodnicy przede mną biegli w kolcach co dawało im w tych warunkach niebagatelną przewagę. Jak dużą doświadczyłem w trakcie biegu – jak tylko łapałem trochę przyczepności pod nogami to tempo bez wysiłku podskakiwało mi o jakieś 5-6 sek/km i biegło mi się bardzo swobodnie. Kiedy wpadałem na ślizgawkę to ledwo utrzymywałem tempo za poprzedzającym mnie zawodnikiem.
Patrząc więc na warunki, z nieco większą satysfakcją patrzę na uzyskany czas. Obiektywnie wydaje mi się że stać mnie, aby na tej trasie biegać poniżej 16:30. Czy będzie mi dane w tej edycji to udowodnić? Tak, o ile w ostatnim biegu pogoda się zlituje – będzie twardo, co pozwoli mi wystartować w innych butach.
Z satysfakcją odnotowuję, iż wciąż jestem 3. w generalce. Na razie, bo o obronę podium będzie bardzo, bardzo ciężko. Za plecami 4 bardzo mocnych rywali z tylko trzema biegami. Do generalki liczą się cztery. Dla odmiany nasza drużyna – Liga Starszych Dżentelmentów – złożona z samych podstarzałych Panów o średniej wieku 45 lat oraz jednej, nieco młodszej (18+) niewiasty panuje niepodzielnie na numerku jeden w generalce. Powiem więcej – podoba nam się to i nie zamierzamy łatwo ustępować!
A LSD to: Aga Żur, Radek Gozdek aka Warszawski Scyzoryk, Marek Wilczura i ja, czyli Aleksander Krzempek aka Bieganie po czterdziestce. Spontanicznie, w pośpiechu sklecony szpital geriatryczny naprawdę daje radę!
Projekt Breaking2. Czy maraton poniżej 2 godzin jest w ogóle możliwy?
Sportowe wakacje czyli rzecz o roztrenowaniu
Mistrzostwa Europy Masters w Maratonie – Wrocław 2017
Deszczowa życiówka w 7. Półmaratonie im. Janusza Kusocińskiego