Gdy kilka dni temu Alek zaproponował mi dołączenie do niego przy tworzeniu bieganiepo40.pl, – trochę się zdziwiłem. Powodów tego zdziwienia było kilka. Po pierwsze – w przeciwieństwie do niego, nie osiągam wyników, które można by uznać za znaczące – zazwyczaj w czasie startów mieszczę się gdzieś pod koniec pierwszej połowy stawki biegaczy, a walczę głównie sam ze sobą; po drugie – zadałem sobie pytanie, czy czuję się na siłach, żeby moimi doświadczeniami dzielić się z innymi i czy doświadczenia te mogą cokolwiek wnieść do biegania innych osób; wreszcie po trzecie – do 40stki brakuje mi jeszcze odrobinę, więc nie spełniam tytułowego warunku 🙂 .
Jako że czas jest najlepszym doradcą, pozwoliłem aby temat ten ułożył się w mojej głowie. Efekt tego „układania” jak możecie wywnioskować, złożył się na decyzję na tak. Jak rozwiałem pierwotne wątpliwości? Bardzo prosto: AD1 – w bieganiu chodzi co prawda o wynik, ale też o zdrowie, samopoczucie, pasję, przełamywanie kolejnych barier. A tych kilka złamałem. Tu płynnie przechodzimy do kwestii drugiej. Skoro mi się udało, może pomogę komuś dokonać tego samego. I wreszcie przeszkoda formalno-wiekowa : czas leci szybko, zanim się obejrzę będę pełnoprawnym czterdziestolatkiem, nie ma więc na co czekać 🙂 .
No dobrze, po tym przydługim wstępie wypadałoby zapewne napisać kilka słów o sobie i połączyć to z bieganiem. Więc lecimy. Do grudnia 2013 roku sportu było w moim życiu niewiele. Wiodłem sobie szczęśliwe życie męża i ojca, nie zwracając specjalnie uwagi na tryb życia, dietę i temu podobne niuanse. Jak się zapewne domyślacie – skutkowało to powolnym, acz stałym wzrostem masy, która właśnie wtedy osiągnęła ponad 100 kg, przy wzroście 180 cm. Jak to zwykle bywa, towarzyszyły jej zadyszka przy drobnym wysiłku, bóle stawów i inne, klasyczne dolegliwości człowieka ciężkiego. I nawarstwienie tych drobiazgów spowodowało, że postanowiłem „wziąć się za siebie”. Okres był sprzyjający – Nowy Rok, nowe otwarcie, czas różnorakich postanowień. Moje było proste – wziąć się za siebie. Wtedy jeszcze nie myślałem o bieganiu. Powiem więcej – uważałem, że to dość głupie i męczące zajęcie :).
Moją walkę z samym sobą zacząłem więc od diety i codziennej dawki ruchu przed telewizorem – 30 minut skoków, skłonów i innych wymyślnych tortur serwowanych przez czarnoskórego gentelmana w ramach programu treningowego poleconego przez kolegę, który program ów ukończył i dysponował niepotrzebną mu w tym momencie płytą DVD. Tak minęły 4 miesiące. Regularne ćwiczenia i rozsądne odżywianie pozwoliły na sprowadzenie wyniku ważenia minimalnie poniżej 90 kg. To już było coś! Był tylko jeden problem. Program treningowy się skończył, na powtarzanie go nie miałem ochoty, i potrzebowałem kolejnego bodźca, który uchroniłby mnie przed powrotem na kanapę razem z paczką chipsów. A że akurat wiosna była w pełni, słoneczko świeciło, stwierdziłem, że „sprawdzę co ci wariaci widzą w tym bieganiu”. Wyszedłem, przebiegłem ciągiem 4 kilometry w szalonym tempie 6:45, wróciłem nabuzowany endorfinami – i wpadłem. W bieganie.
Od tego czasu (właśnie mijają dwa lata) przebiegłem ok. 3000 kilometrów, wystartowałem w 8 półmaratonach, kilkunastu biegach na 5 i 10 kilometrów, zmniejszyłem i utrzymuję wagę w przedziale 80-83kg, a bieganie sprawia mi cały czas ogromną frajdę.
O czym będę pisał na blogu bieganiepo40.pl? Na pewno o startach, o treningach, postępach (tak, cały czas je robię, szczególnie odkąd Alek dociska mnie kolejnymi kilometrami interwałów w ramach jego autorskiego planu treningowego). Będzie też o motywacji i sposobach na jej odnajdywanie, wreszcie o tym, jak pogodzić wycieranie podeszew o chodniki z normalnym życiem rodzinnym faceta w średnim wieku. Mam nadzieję, że to, co wyjdzie spod mojego pióra (a raczej klawiatury), będzie dla Was, czytelników, przyswajalne 🙂 .
To ja się nie nadaję – tylko 6 kg zrzucone 😉 No i raczej zostanę solistą 😉
Jeszcze kilka takich artykułów i chyba mnie namówicie 🙂
Przyjedziemy do englandji to Cię sznurem do siebie przywiążę i będę targał za sobą 😉
Wycieranie podeszw o chodniki 🙂 Dobre – wchodzę w to 😛