Biegać zacząłem w wieku 13 lat. Szybko zorganizowałem grupę 2 kolegów, z którymi regularnie 2 razy w tygodniu biegaliśmy na pobliskie bulwary, na których na jednokilometrowej pętli urządzaliśmy sobie wyścigi. Wygrywałem i sprawiało mi to ogromną frajdę. Właśnie przyjemność związana z bezpośrednią rywalizacją napędzała mnie do tych spontanicznych treningów. Pewnie ta adrenalina związana z indywidualną rywalizacją sprawiła, że to nie piłka czy siatkówka stała się moją ulubioną dyscypliną sportu. Bieganie kontynuowałem w liceum, w moim rodzinnym Bielsku-Białej. Przy liceum był stadion lekkoatletyczny. Na WF-ie nie było mowy o ćwiczeniu z grupą. Nauczyciel podczas WF-u zwalniał mnie z lekcji i dawał wskazówki co biegać a ja każdorazowo lądowałem na bieżni i uparcie kręciłem swoje trzystumetrowe okrążenia. Przyszły pierwsze zawody biegowe. Zdobyłem wicemistrzostwo województwa w biegach przełajowych, trafiłem do pierwszego klubu – MKS Bielsko-Biała a następnie do kadry okręgu. Przyszły też pierwsze wyjazdy na obozy sportowe a mój nauczyciel WF-u, skądinąd specjalizujący się w… akrobatyce sportowej (pozdrawiam Pana Romana Dybczaka) stał się moim pierwszym trenerem biegania.
Bakcyl został połknięty. Szybko okazało się, że chcę się dalej i intensywniej rozwijać biegowo. Na którychś z rzędu zawodach, w których startowałem na 1500m zostałem dostrzeżony przez Stefana Ruśniaka, który zaprosił mnie do swojej grupy średniodystansowców w KS Sprint Bielsko-Biała. Tak się zaczęło moje wyczynowe bieganie. Dopiero teraz, bo szybko przekonałem się jak bardzo różny jest trening pasjonata-amatora od treningu wyczynowego sportowca lekkoatlety. W klubie biegałem, aż do wieku seniora. Na koniec mojego wyczynowego biegania miałem jeszcze okazję biegać pod okiem naszego znakomitego maratończyka i rekordzisty Polski – Andrzeja Kopijasza. Jednak przejście z wieku juniora do seniora okraszone było uciążliwymi kontuzjami, które skłoniły mnie do zmiany dyscypliny sportu. Kolejne lata przyszło mi zmagać się z nowym wyzwaniem jakim było kolarstwo górskie…
I w tym miejscu zakończę historię o bieganiu w klubie i sporcie wyczynowym. Medali na Mistrzostwach Polski nie wywalczyłem i choć moich wyników nie powstydziłby się niejeden dzisiejszy biegacz to dla mnie, obecnie nie mają one żadnego, najmniejszego znaczenia. W głowie zresetowałem wszystkie swoje życiówki i w wieku lat czterdziestu rozpocząłem rywalizację z… samym sobą.
Decyzja o założeniu tego bloga zapadła więc dokładnie w momencie skończenia przeze mnie 40 lat. Kiedy spojrzałem w lustro i zrobiłem rachunek sumienia zauważyłem mężczyznę w średnim wieku, z ponad piętnastokilogramową nadwagą, zestresowanego i wypalonego zawodowo, do tego bardzo sporadycznie uprawiającego sport. Nie widać było w nim śladu młodego chłopaka, który niemal od najmłodszych lat zafascynowany był sportem…
To był punkt zwrotny ale minęły 2 lata zanim ten blog zaistniał fizycznie. W międzyczasie kilkukrotnie, z różnych przyczyn rozpoczynałem i przerywałem swoją przygodę z bieganiem. Raz było to zniechęcenie, innym razem wymówki związane z brzydką pogodą i deszczem, były też kontuzje. Zawsze jakoś udawało się przezwyciężyć wszystkie te przeciwności choć tak naprawdę to towarzyszą mi one niemal każdego dnia.
Różniąca pomiędzy dwudziestolatkiem a czterdziestolatkiem uprawiającym sport jest na tyle ogromna, że w zasadzie musiałem wszystkiego uczyć się na nowo. 15 lat przerwy w sporcie zrobiło swoje. W głowie miałem doświadczenie zdobyte w młodości, w pamięci pozostały stare przyzwyczajenia do wczesnego wstawania i regularnych treningów. Tymczasem trzeba było to pogodzić z bardzo angażującą pracą i życiem rodzinnym. Po prostu trzeba było się na nowo nauczyć żyć ze sportem. Do tego szybko okazało się, że organizm mężczyzny w średnim wieku nie jest już ani tak sprawny, ani tak podatny na trening jak to miało miejsce w młodości. Człowiek oczekuje szybkiego powrotu do dawnej formy i sprawności a tu okazuje się, że wcale nie jest to takie proste. Niby to oczywiste ale musiałem się o tym przekonać na własnej skórze po to, aby wraz z tym mogło się zmienić moje podejście do treningu i rywalizacji…
Właśnie o tym wszystkim będę chciał pisać. O moich doświadczeniach i zmaganiach ze sportem z perspektywy mężczyzny w średnim wieku.
Do usłyszenia.
Projekt Breaking2. Czy maraton poniżej 2 godzin jest w ogóle możliwy?
Sportowe wakacje czyli rzecz o roztrenowaniu
Mistrzostwa Europy Masters w Maratonie – Wrocław 2017
Deszczowa życiówka w 7. Półmaratonie im. Janusza Kusocińskiego