O grze w totka, czyli rzecz o maratońskich życiówek pobijaniu

Powoli wracam do sił a co za tym idzie wracam do treningów. Ba, pierwszy tydzień za mną. Był trening interwałowy, była siła biegowa x2, były biegi ciągłe. Przy okazji biegnąc w sobote trening BC2 udało się wygrać II Bieg Wolski. W skrócie – treningowo super tydzień. Bieganie na swobodzie, bardzo przyzwoite tempa.
Dziś za to było kibicowanie – głownie maratończykom. Przy okazji sporo przemyśleń. Patrzę na radość z życiówek ale widze też frustrację niektórych moich kolegów, którzy pomimo napradę ogromnego zaangażowania w trening zatrzymali się w jakimś określonym punkcie w maratonie. Rośnie w nich frustracja, że mimo włożonego wysiłku nie mogą przeskoczyć w ten swój wymarzony, wizualizowany tysiąckrotnie wynik.
Czasami przyczyną może być niewłaściwy trening. A czasami po prostu nic nie jest niewłaściwego. Trudno to zrozumieć ale maraton to bieg nieprzewidywalny. Możemy być przygotowani na 100% a i to nie daje gwarancji dobrego wyniku. Dlatego, że podczas przeciętnie 2,5-3h biegu może się wydarzyć masę rzeczy, które ten wynik popsują. Wiatr, zmiany temperatury, odpowiednia grupa, wreszcie czynniki losowe typu kolka, abolutna przyziemność jak chociażby nagła potrzeba toalety. Bywa, że obetrzemy gdzieś stopę albo po prostu na jakiejś nierówności skręcimy nogę. Setki przyczyn i… czasami szkoda szukać przyczyny, czy też winy.
To przykre też dlatego, że do maratonu przygotowujemy się zwykle długie miesiące a jest to taki bieg, którego nie możemy sobie ot tak, pobiec ponownie za tydzień na zasadzie „bo dziś się nie udało…”. Ale mógłbym tu zacytować swojego trenera, a on z kolei mógłby zacytować słowa swojego trenera itd… Cierpliwości, spokojnie, trzeba to wziąć na klatę i… cierpliwie czekać aż wyjdzie. Jeśli jest się na odpowiednim poziomie sportowym to na pewno wyjdzie, prędzej czy później. Choć… Niektórzy na to czekają latami. Jest wiele przykładów zawodników z różnych dyscyplin, którzy trenowali całymi latami czekając na swój „dzień konia”. Nie zawsze wychodzi i nikt nie daje gwarancji że wyjdzie. Maraton to pieprzona loteria. Czy rwiesz sobie włosy z głowy bo nie trafiłeś szóstki w totka 146 tydzień z rzędu? Nie. Ale po prawdzie, gdyby to był mój 146 maraton to byłbym już bez włosów i to o wiele wcześniej (hehe).
W tej grupie niestety bywają tez takie osoby, które swoim własnym treningiem wyrządzają sobie krzywdę i niejako na własne życzenie wpędzają się w tą karuzelę bylejakości i autofrustracji. Jeśli trenujesz sam, katujesz się na treningach. Jedziesz równo według książki lub gotowego planu znalezionego w necie. W tytule planu widzisz: „9 tygodniowy plan na złamanie 3h”, robisz a mimo to nie wychodzi to użyj człecze mózgownicy i zastanów się co jest nie tak. Czy książki kłamią? Czy ja nie mam talentu? Czy może brakuje trochę wiedzy i doświadczenia? Może przydałaby się pomoc kogoś jeszcze? Z mojego doświadczenia w 99% przypadków odrzuciłbym tezę o braku talentu. W przypadku sportu amatorskego na wynik w 99% składa się praca na treningu. A talent? Talent to coś, co sprawia, że znakomity zawodnik staje mistrzem świata. To dar od Boga, który daje Ci te 0,5% przewagi, które decydują niekiedy o medalu olimpiskim. Dokładnie – mówimy o ułamku procenta, a w niektórych dyscyplinach nawet mniej… Ale na poziomie amarotskiem, a więc poziomie 99,99% ludzi – możemy zapomnieć o rozważaniach na temat talentu. Liczy się praca, praca, praca… Nie tylko ciężka, a może zwłaszcza nie ciężka, ale za to dobrze poukładana. Efektywna. I na tu lepiej utnę ten wątek zanim ktoś mnie posądzi, że posiadłem wszystkie rozumy.
Kolejna grupa nieszczęśników to Ci, którzy dziś nie ukończyli swoich zmagań. Cóż… Czasami trzeba wiedzieć, kiedy odpuścić. Ja rok temu nie odpuściłem i pobiegłem na Orlenie do końca. Do dziś nie jestem pewien czy podjąłem słuszną decyzję bo z czasu na mecie dumny nie byłem… Z drugiej strony – prawie każdego podzas maratonu dosięga jakiś kryzys – trzeba być na niego przygotowanym i nie odpuszczać zbyt łatwo. Nie warto trenować miesiącami po to, aby się poddać tak od razu. Dlatego mówi się, że w maratonie oprócz przygotowania fizycznego liczy się mocna głowa. Kiedy przychodzi kryzys, trzeba zagryźć zęby, przezwyciężyć go i po prostu biec dalej. Tego uczą nas ciężkie tygodnie przedmaratońskich treningów – cierpliwości i radzenia sobie z własnymi myślami. Często dwie, trzy godziny biegania – tylko Ty i Twoje myśli… Dla wielu to bardzo trudne, niemal niemożliwe do zniesienia… Ale kto po maratonie oczekuje łatwego biegania ten nie powinien w ogóle stawać na stracie.
A co powiem tym wszystkim, którzy ukończyli swoje zmagania z życiówkami? Gratuluję! Ale nie tylko dobrego przygotowania. Także tego szczęścia, niczym trafinie szóstki – że wszystko zagrało i ułozyło się tak, że można było pobiec swoje i dać upust tym wytrenowanym umiejętnościom. I dobrze zapamiętajcie ten moment bo nie każdy maraton musi zakończyć się kolejną życiówką.
Na kolejną możecie poczekać jak na szóstkę w Totka
Projekt Breaking2. Czy maraton poniżej 2 godzin jest w ogóle możliwy?
Sportowe wakacje czyli rzecz o roztrenowaniu
Mistrzostwa Europy Masters w Maratonie – Wrocław 2017
Deszczowa życiówka w 7. Półmaratonie im. Janusza Kusocińskiego