Z rzadka zdarza mi się ścigać dwukrotnie podczas jednego weekendu. Tym razem za namową trenera wystartowałem zarówno w sobotę, jak i w niedzielę. Rzadko też udaj mi się stawać na podium w kategorii Open. A tu udało się, i to dwukrotnie w ciągu jednego weekendu. Z dziennikarskiego obowiązku odnotuję ku potomności.
9 czerwca 2018, Bieg Marszałka w Sulejówku
Dziesięciokilometrowa trasa, tradycyjnie już w potwornym upale. W Sulejówku ścigałem się bodajże 4 lata temu uzyskując czas powyżej 50 minut. Ileż to się zmieniło przez ten czas. Po biegu rozmawiałem z różnymi osobami i jak wspominałem tamten bieg to ludzie nie mogli uwierzyć, że można zrobić tak ogromny postęp. Tak, z perspektywy tak długiego okresu widać wyraźnie ile się udało osiągnąć i docenia się to.
Sam bieg, jak wspomniałem odbył się w ogromnym upale. Nie wiem ile wskazywał dokładnie termometr ale w słońcu pewnie 28-30 stopni. A trasa w Sulejówku nie rozpieszcza – nie daje zbyt wielu możliwości na schowanie się w cieniu… Z pomocą przychodzili mieszkańcy, którzy na trasie chłodzili zawodników z przydomowych ogrodowych zraszaczy.
W tych trudnych warunkach nie siliłem się na bieganie na „maxa”. Od początku na czele stawki biegu głównego był Michał Bernadelli. Widziałem, że Michał kontrolował bieg i raz po raz spoglądając za siebie kontrolował odległość między nami. Ilekroć się zbliżałem, on przyspieszał. Nie było więc sensu gonić. Praktycznie od 3 kilimetra, kiedy zostawiłem za plecami Piotra Podstawkę wszyscy zdawaliśmy się już biec na przysłowiowe miejsce.
Na mecie zameldowałem się więc drugi Open z czasem nieco poniżej 35 minut. Wygrałem równocześnie kategorię M40.
Bieg tradycyjnie świetnie zorganizowany a wyszynk po biegu to już był pełen wypas. Wprawdzie nie jem mięsa więc nie skorzystałem z grochówki i smalczyku ale domowymi ciastami nie pogardziłem. Było też pyszne pieczywo, ogórki małosolne. Brakowało tylko koli 0,7 😉 Komu było mało można było nabyć też przepyszne ciasta z lokalnej cukierni – wprawdzie odpłatne ale po całe 2 złote za kawałek, naprawdę były warte każdej ceny…
10 czerwca 2018, Legionowska Dycha w Legionowie
Dzień później zameldowałem się w Legionowie na Legionowskiej Dyszce. To bieg, który co roku ściągał elitę zawodników z Polski i zagranicy toteż spodziewałem się naprawdę mocnego biegania. Ku mojemu zdziwieniu zaraz po starcie byłem drugi. Na czele był Sergii Rybak – znany zawodnik z Ukrainy, uczestnik Mistrzostw Europy sprzed kilku lat. Dobiegł do mety samotnie, niezagrożony. O 2 miejsce przyszło mi walczyć z Tomaszem Grzybowskim, z którym biegłem wspólnie około 8 kilometrów. Niestety zmęczenie biegiem dzień wcześniej oraz nieco boląca pachwina nie pozwoliła mi pogonić za rywalem w momencie, w którym rozegrała się rywalizacja między nami. Na metę przybiegłem trzeci Open z niemal identycznym czasem jak dzień wcześniej. Zająłem także 1. miejsce w kategorii M40.
Rzadko udaje mi się stawać na podium w kategorii Open. A dwukrotnie w ciągu jednego weekendu to w ogóle przytrafiło mi się pierwszy raz. Co cieszy, to fakt iż oba biegi pobiegłem stabilnie, powtarzalnie. W obu miałem pewien zapas. W pierwszym, nie naciskany, mając na uwadze kolejny start w kolejnym dniu pobiegłem z zapasem. W Legionowie, patrząc na tętno miałem jeszcze większy zapas niż w Sulejówku. Widać, że gdyby noga nie hamowała to była szansa na lepszy rezultat i walkę o 2. miejsce. Jestem zadowolony – nie najgorsze wyniku uzyskane w ekstremalnie trudnych warunkach cieszą. Jest zapas na wyniku, jest zapas na pogodzie i… jest zapas na wadze. Bo przez całe to moje chorowanie przybrałem niemal 4 kilogramy. 😉 No to czas wrócić do diety, aby po wakacjach ścigać się już na takim poziomie jakiego ja sam oczekuję od siebie i do jakiego przyzwyczaiłem moich rywali.
Cel: walka na Mistrzostwach Świata Masters! Wrzesień 2018! Trzymajcie kciuki!
Projekt Breaking2. Czy maraton poniżej 2 godzin jest w ogóle możliwy?
Sportowe wakacje czyli rzecz o roztrenowaniu
Mistrzostwa Europy Masters w Maratonie – Wrocław 2017
Deszczowa życiówka w 7. Półmaratonie im. Janusza Kusocińskiego