W ostatnich tygodniach czas nabrał w moim przypadku sporego przyśpieszenia – jeszcze przed chwilą startowałem w Poznaniu, a okazuje się że już za pięć dni przede mną kolejny półmaraton – tym razem w Białymstoku. Co działo się w ciągu tych trzech tygodni? Trochę tego było (biegowo i niebiegowo).
1. Oshee 10K w ramach Orlen Warsaw Marathon
W tym biegu zupełnie nie planowałem startować. Tydzień po półmaratonie w Poznaniu miał być tygodniem spokojnym, rozruchowym. Ale koło czwartku Alek stwierdził, że po pierwsze wystarczy tych spokojnych kilometrów, a po drugie – że przed Białymstokiem wypadałoby się sprawdzić na krótszym dystansie. 10K nie biegałem od września zeszłego roku, więc nie trzeba było mnie długo przekonywać. Pakiet kupiłem już bezpośrednio na Expo i niedzielnym rankiem stanąłem na starcie Oshee 10K. Cel – zejść poniżej 47 minut. Ponieważ aura idealnie wstrzeliła się w moje oczekiwania (chłodno, brak słońca) realizacja planu przebiegała wzorowo do 8K. A na ósmym stwierdziłem że mam jeszcze zapas i mogę złamać 46 minut. I tak po biegu w tempie, którego sam się po sobie nie spodziewałem wpadłem na metę z nową życiówką 45:35 – lepszą od zeszłorocznej o ponad 4 minuty 🙂
2. Konsekwencje Oshee 10K i niesportowego trybu życia
Niestety pogoda z dnia startu, która sprzyjała szybkiemu bieganiu, kazała mi zapłacić haracz. Od wtorku do piątku męczyłem się z katarem i bólem gardła. Przełożyło się to na treningi. Z zaplanowanych prawie 60K udało się zrobić około 40, w dodatku na niższych niż zakładane intensywnościach. Próby utrzymania sensownego tempa przy zatkanych drogach oddechowych kończyły się sapaniem i bólem mięśni. Trochę rozłożyło to plan przygotowań przed Białymstokiem, który zakładał dwa tygodnie budowania wytrzymałości tempowej. Z dwóch tygodni pozostał tydzień. Ale on także nie sprzyjał jakościowemu treningowi. Ponieważ 7 maja moje starsze potomstwo, Natalka, przyjmowała I Komunię, tata miał więcej na głowie niż zwykle. Dodatkowo odwiedził nas na ten tydzień szwagier z rodziną, na codzień mieszkający za oceanem. Ponieważ nie widzieliśmy się od prawie 3 lat, nie dało się nie zarwać lekko kilku nocy, poświęcając je na rozmowy i konsumpcję wszelakich potraw i płynów nie będących izotonikami 🙂 W efekcie, o ile przez pierwsze dni tygodnia trening wyglądał jeszcze nieźle, to w piątek poległem po całości. Z zaplanowanego blokowego treningu 20K udało mi się wytuptać 15, przegrywając z kompletnym brakiem mocy i bólem mięśni. Taka sytuacja spotkała mnie pierwszy raz – dziwne uczucie gdy głowa nawet chce, ale wszystko poniżej mówi jej „nawet o tym nie myśl, nie pobiegniemy, bunt, rebelia i rokosz”. Po tym fizycznym dole pozbierałem się dopiero wczoraj, po trzydniowej przerwie od aktywności fizycznej – testowe 5K spokojnego biegu pokazało, że moc wróciła a bunt organizmu się zakończył 🙂 Pozostało mi więc łapanie świeżości przed Białymstokiem, detox żywnościowy i liczenie na to, że w niedzielę wszystko będzie działało tak, jak powinno.
3. No właśnie – Białystok
Dwa miesiące temu to właśnie Białystok był planowany jako miejsce, w którym zmierzę się z granicą 1:45. Udało się to zrobić już w Poznaniu, więc siłą rzeczy plan na Białystok musi być ambitniejszy. Celem minimum jest więc wynik lepszy niż poznańskie 1:43:45. Cel maksimum – zejście poniżej 1:40, choć tu jestem raczej ostrożny. Z jednej strony wyniki z Poznania i z 10K w Warszawie pokazują, że jest to czas w zasięgu. Z drugiej – ostatnie 2,5 tygodnia przygotowań mocno odbiegały od założeń. Dodatkowo – pogoda którą mamy w tej chwili przyprawia mnie o ciarki, słońce potrafi wyssać ze mnie energię w zawrotnym tempie. Na szczęście prognozy pogody dla Białegostoku zapowiadają ochłodzenie od soboty, a na niedzielę 15 stopni i opady. Więc – kto wie… :).
Białystok to miejsce w którym udało mi się ustanowić zeszłoroczną życiówkę (1:49:36) – i nie mam nic przeciw temu, żeby ponownie te zawody figurowały na mojej liście najlepszych osiągnięć.
Jak będzie – przekonam się za pięć dni. I niezależnie od wyniku tego startu – podzielę się z Wami wrażeniami 🙂
Życzę powodzenia i złamania 1:40 i wiem o czym mówisz w sprawie szwagroszczaków zza oceanu
Taaak! Zwalajcie na mnie! To ja teraz nie mogę się odnaleźć w pracy po 3 tygodniach „all inclusive” w polskich kurortach :).
[…] półmaraton był startem, którego trochę się obawiałem – ostatnie tygodnie nie sprzyjały solidnym przygotowaniom, ale ambicja nie dopuszczała opcji treningowego podejścia do tego biegu. Wyszło – nieźle. […]